Autorki bloga nie chcą przed świętami kojarzyć się czytelnikom z niesmacznymi reklamami świątecznymi, dlatego pozwolimy sobie na trochę prywaty:)
Moi Drodzy,
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia w imieniu swoim i współautorek bloga „ Reklama na celowniku ” chciałybyśmy życzyć Wam spokojnych , radosnych świąt spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze, spełnienia marzeń , dużo uśmiechu na twarzy i oczywiście pełnego prezentów Gwiazdora .
Święta zbliżają się wielkimi
krokami i większość marek stara się na tym skorzystać, często tworząc reklamy
mające wzbudzić w widzach ciepłe i rodzinne uczucia. Uczucia związane z
choinką, kominkiem, uśmiechniętymi dziećmi i prezentami . Tych reklam Wam nie
pokażemy! Pod lupę trafią za to najdziwniejsze świąteczne spoty.
Pierwsza reklama jest zabawna,
ale nie wprowadziła mnie w świąteczny klimat. Widzimy Mikołaja, który podczas
dostarczania prezentów musiał skorzystać z toalety. Pech chciał, że
nieprzyjemne zapachy wydostające się z okolic muszli klozetowej obudziły dzieci.
Jak dla mnie? Mało
świąteczne połączenie. No bo jak to? Z jednej strony widzę Świętego Mikołaja,
symbol dobra i radości z prezentów, a za chwilę ten sam Mikołaj w zupełnie
ludzkiej odsłonie: z problemami gastrycznymi, wydzielający przykre zapachy. Nie
wiem jak Was, ale mnie to zestawienie wprowadza w lekką dezorientację. Idę o
zakład, że nikt nie chciałby spotkać takiego Mikołaja. Zapomniałam dodać,
że jest to reklama spray do toalety.
Jinge Bells to jeden z
najbardziej znanych utworów świątecznych. Również sieć supermarketów Kmart
przygotowała dość nietypową reklamę z tym jinglem w tle.
Wiele odsłon tej piosenki
słyszałam, ale ta zaskoczyła mnie najbardziej. Sześciu przystojnych mężczyzn
odrywających Jinge Bells za pomocą instrumentów mieszczących się w ich
bokserkach? Jakoś mnie to nie przekonuje. Reklama niby bawi, ale bardziej chyba
pozostawia niesmak. A Wy co powiecie na temat tych...instrumentów?
Jeden z Trzech Mędrców po długiej
podróży dociera do stajenki, żeby przywitać nowonarodzonego Jezusa? I gdyby był
to spot jakiejś katolickiej stacji pewnie tak by było. Ale jeśli mówimy o
reklamie Canal + sytuacja trochę się zmienia. Dzieciątko śpi spokojnie, a
Mędrzec udaje się do kolejnego pomieszczenia, żeby obejrzeć film w telewizji
kablowej. Niestety na spóźnionych nikt nie czeka, a seans trwa w najlepsze.
Reklama dziwna i
abstrakcyjna. Połączenie czasów starożytnych z XXI wiekiem? Dość odważne
zestawienie. Jednak zaskoczenie i zabawny efekt końcowy zdecydowanie na plus.
Na sam koniec najlepsze. Na tej
reklamie nie zostawię suchej nitki.
Do tej pory
nurtuje mnie to pytanie: co autor tego „arcydzieła” miał na myśli? Rozumiem, że
niektóre kraje Ameryki Łacińskiej są bardziej oswojone ze śmiercią i mają inne
zwyczaje pogrzebowe. Ale co w takim razie robi tu Święty Mikołaj? Nie wierze,
że to powiem, ale już bardziej przemawia do mnie Mikołaj pozostawiający po
sobie nieprzyjemne zapachy niż to. Uśmiechnięte panie Mikołajki w trumnach i
szczęśliwy Święty Mikołaj reklamujący usługi domu pogrzebowego to STANOWCZO
gruba przesada. Jeżeli twórcy myśleli, że wykorzystując wizerunek Mikołaja w
reklamie domu pogrzebowego zachęcą nas do skorzystania z jego usług to
zdecydowanie znaleźli się w wielkim błędzie.
Mogłabym napisać wiele „dobrego” o
tej reklamie, ale po co? Nie dam Panu Lopezowi tej satysfakcji i nie poświęcę
mu więcej uwagi. Milion wyświetleń na yt to i tak zdecydowanie za dużo.
Czas się przyjrzeć jednym z
najbardziej kontrowersyjnych i dziwacznych reklam na świecie: reklamom
japońskim, koreańskim, chińskim i innym reklamom azjatyckim.
Chyba nikt nie jest w stanie im
dorównać pod względem pomysłowości, kreatywności i umiejętności udziwniania. A
więc przyjrzyjmy się kilku „wspaniałym” dziełom ich autorstwa.
Pierwsza reklama jest zdecydowanie
nietypowa. Myślę, że nikt nie spodziewałby się takiego zakończenia reklamy
dotyczącej sushi. Fakt, pomysł ciekawy, ale... ludzie, którzy się rozbierają, wylewają
na siebie farby i kładą się na siebie w formie nigiri?. To ma mnie zachęcić do
spróbowania sushi? Serio? Cóż, widocznie w Japonii inaczej pobudza się apetyt.
Przejdźmy do kolejnej reklamy. Wybaczcie
za tak słabą jakość filmu.
Ta reklama to po prostu niezła
psychodela serwowana najmłodszym. Dzidziusie wirujące na stole oraz na głowie
dziewczynki, mają pokazać w jaki sposób sos Tarako, który zawładnął podniebieniem i
stał się narodową obsesją wśród azjatów.
Jak dla mnie? Przekaz zbyt dosłowny, a
jednocześnie niezrozumiały. W życiu bym się nie domyśliła, że te zawiniątka
mają utożsamiać się z sosem do spaghetti. Ta scenka bardziej pasuje do horroru,
niż reklamy produktu spożywczego.
Oglądając inne filmiki z serii
tarako souce na youtubie, widnieje ostrzeżenie warning - may cause brainwashing. Doskonale rozumiem dlaczego!
Czas na czekoladowe orzeszki (choco
ball – morinaga).
Spot nie zachwyca. Powiązanie
kury i czekoladowych kurek lub jajek za nią drepczących zupełnie mnie nie
przekonuje. Reklama jest po prostu głupkowata, ale za to nieco zabawna za
sprawą radośnej melodyjki. Dżingiel choco ball może utkwić w głowie i chyba
właśnie to mieli na celu marketerzy.
Całkiem przyjemna reklama gdzie, występują słodycze jelly beans (znane
Wam pewnie z Harrego Pottera jako Fasolki
Bertiego Bott’a wszystkich smaków) w otoczeniu telefonów komórkowych. I wbrew pozorom nie chodzi tu o słodycze.
Główną rolę odgrywają właśnie komórki. A właściwie chodzi o system operacyjny
android do komórek o nazwie Android Jelly Bean. Muzyka Jelly Beans on my mind bardzo przyjemna i wpadająca w ucho, jednak
fabuła może nieco niepokojąca. Zresztą
sami oceńcie.
*Dlaczego jedna fasolka gryzie
drugą w zadek nie pytajcie. Nie mam pojęcia.
Podsumowując, zachęcam do
oglądania od czasu do czasu tego typu reklam. Pomimo tego, iż powodują
kompletny blow mind, potrafią poprawić humor nawet największego ponuraka ;)
Na kolejną dawkę nietypowych
reklam i wpadek marketerów odsyłam na fanpage na facebooku:
A jeśli Wam przypomina się jakaś
warta skomentowania reklama (niekoniecznie japońska) - PISZCIE! Wszystkie propozycje umieścimy na
fanpage’u, a najciekawsze propozycje opiszemy szerzej na blogu.
Czas na kolejną odsłonę
Chamletów 2014. Tym razem reklamy nominowane w kategorii: Reklama drukowana, w
której zwycięzcą był slogan: „Choroba Cię bierze? Weź i módl
się”.I mimo, że
choroba bierze mnie na samą myśl o tym, co zaraz tutaj zaprezentuję, biorę się
w garść i modlę, byście razem ze mną, Drodzy Parafianie, Czytelnicy
dotrwali do końca tego posta.
Od
Parafian do...podtekstów erotycznych. No
cóż, rozbieżność tematów: duża. Wydaje mi się jednak, że kolejne pozycje w tym
artykule, mogą być sprawką absolwentów„obowiązkowej” Warszawskiej Szkoły Reklamy. W końcu od
www.zapylanieumyslow.pl
do „trójkąta...hawajskiej”
już niedaleko.
Najwidoczniej
nie tylko marketingowcom PIZZY TAXI jedzenie kojarzy się z pięknem kobiecego
ciała i słowami, które wypowiadane przez kobietę budzą największe emocje.
Bazują
na nich również jedne z najbardziej kontrowersyjnych reklam 2014 roku - reklamy
zup Profi.
Na
koniec reklama Spa w Nałęczowie, która budzi bardziej pogardliwy uśmiech niż
uznanie. Mimo to, reklama zasługuje na docenienie chociażby ze względu na grę
słów „U nas się wybiczysz”.
Skojarzenie
z biczami wodnymi - jak najbardziej słuszne. Szkoda tylko, że reklamotwórcy
SPECJALNIE zapomnieli o znaczeniu słowa „bicz” w języku angielskim. Czytane
fonetycznie oznacza tyle co „plaża”, co jeszcze można zaakceptować, gdy mówimy
o kąpielisku. Gorzej, że jest to również określenie na ( i tu posłużę się
eufemizmem) „kobietę lekkich obyczajów”. I niestety patrząc na bilboard, trudno się z
tym znaczeniem nie zgodzić. Roznegliżowana kobieta w sumie kojarzy się z
sauną w ośrodku SPA, ale w tej saunie powinna zostać, a nie świecić...pachą na
środku ulicy.
Ciąg
dalszy kontrowersyjnych smaczków nastąpi. Tymczasem zachęcam do podsyłania
reklam, po zobaczeniu, których Wy nabraliście apetytu na grę...słowną!